wtorek, 24 czerwca 2014

Sikorski na Prezydenta.


Na początek trochę historii.
Był sobie pewien kraj. Raz silny, raz słaby. Zawsze jednak skłonny do walki o swoje ideały, oraz o wolność „Naszą i Waszą”. Ale w pewnym momencie zdradzili go wszyscy. I oddali „pod opiekę” wielkiemu mocarstwu. Na długie 45 lat. Wszyscy już wiedzą, że rozmawiamy o Polsce.
Władysław Gomułka (z prawej) wita Nikitę Chruszczowa. (Fot. KAROL SZCZECIŃSKI/EAST NEWS)
Nasz kraj starał się jak mógł, aby polubić swego „Wielkiego Brata”. Jego przywódcy pokazywali swą miłość do przywódców Wielkiego Brata w formach czasami żenujących. Spotykając się ze swymi protektorami całowali ich namiętnie w usta – co możemy zobaczyć w starych kronikach filmowych. Czy to był Bolesław Bierut, czy Władysław Gomułka, czy Edward Gierek, czy Stanisław Kania, czy Wojciech Jaruzelski – wszyscy oni z jednakową rewerencją traktowali Józefa Stalina, Nikitę Chruszczowa, Leonida Breżniewa, Jurija Andropowa, czy Konstantina Czernienkę.
Wielki Brat zapewniał nam opiekę. Byliśmy w roli zajączka-doktoranta, ze znanego dowcipu. Naszym promotorem był silny niedźwiedź. Ale na skutek własnych błędów i działania konkurenta zza oceanu, niedźwiedź padł.

Przyroda, jakk wiadomo, nie znosi próżni. Przyzwyczajeni do tego, że trzeba mieć Wielkiego Brata, oddaliśmy się bez reszty temu, który zwyciężył konkurenta.
Ekipa naszych przywódców była już nowa. Ale sposoby zachowania podobne. Nie całowano się namiętnie w usta, ale pokornie słuchało wszystkich mądrości i poleceń nowego Jeszcze Większego Brata. I czy był to Aleksander Kwaśniewski, czy Jerzy Buzek, Waldemar Pawlak, Leszek Miller, Krzysztof Bielecki, Hanna Suchocka, mecenas Jan Olszewski,  bracia Lech i Jarosław Kaczyńscy, czy wreszcie Bronisław Komorowski i Donald Tusk – wszyscy oni składali hołdy Ronaldowi Reaganowi, ojcu i synowi Bushom, Clintonowi i Obamie. I Polską politykę prowadzili pod dyktando nowego Jeszcze Większego Brata. Jeden Lech Wałęsa czasami „wierzgał”, ale bez większego przekonania i raczej w formie słownej niż w czynach. Polskie wojsko do Iraku? Proszę bardzo. Do Afganistanu? Ależ oczywiście. Przyjąć do naszych więzień Talibów? Czemu nie? Kupić od Was złom w postaci samolotów, czy korwety? Już płacimy.
25 lat minęło, a my się nie nauczyliśmy cenić. Jeśli nie będziemy się cenić sami, to kto nas doceni? Dotychczas myślałem, ze tylko uparci kabareciarza z kabaretu Klika, czyli Sobczak i Szpak uporczywie pokazują nam co wyprawiamy ze sobą w stosunkach z USA. I nagle, na fali afery podsłuchowej okazało się, że nasz minister spraw zagranicznych ma swoje osobiste zdanie w tej sprawie. Wprawdzie oficjalnie się ze swoim zdaniem nie zgadza, ale to już jest ewidentny postęp.
Miejmy nadzieją, że te zdania zostaną uzgodnione. Szczególnie wtedy, gdy Pan Minister Radek Sikorski zostanie delikatnie odsunięty od swego stanowiska.
A wtedy: Panie Radku, swój Sulejówek już Pan ma. Parę lat i padnie hasło: Sikorski na Prezydenta. I to może być na poważnie. Nie dla jaj. I tego Panu serdecznie życzę. Nie tylko ja. Coraz więcej ludzi ma dość polskiego serwilizmu wobec Jeszcze Większego Brata.
A tak na poważnie. Zachęcam do lektury pierwszego postu w tym blogu (Po co jedliśmy tę żabę,), oraz do archiwum (Wojna w Iraku, wojnaza 5 bilonów dolarów). I do zastanowienia się nad problemem: o co tam walczyli i ginęli polscy żołnierze?