Dziś
chciałbym wnieść parę uwag „na poważnie”. Zacząć jednak
pragnąłbym od odrobiny niepowagi.
![]() |
EUFOR, 2009-02-08, desant pod Am Nabak. Fot. MON |
Faktem
jest, że wielu chłopców w dzieciństwie lubi bawić się w wojnę
i chciałoby być żołnierzami. Większości ta „dziecięca
przypadłość” przechodziła, gdy zbliżał się obowiązkowy
pobór do wojska. Co inteligentniejsi, oraz ci z „kontaktami”
jakoś tego poboru unikali. Podejrzewam, że duży odłam naszej tzw.
„klasy politycznej” należy do tej części społeczeństwa,
która z wojskiem nie miała nic wspólnego.
I
być może w tym jest szkopuł. Oni też „chcieli być żołnierzami”
i to im zostało. Z tym, że teraz używając sformułowania Gogola każdy z nich „lubił, do pioruna, być Generałem”.
Gdy
patrzę na zabiegi Jarosław Kaczyńskiego, Bronisława
Komorowskiego, czy Donalda Tuska, którzy przekonują nas Polaków
do ponoszenia coraz większych kosztów na zbrojenia, gdy słyszę
jak wódz opozycji wraz z wodzami koalicji straszą nas nową
straszną wojną – to nie wiem: śmiać się, czy płakać. Raczej
to drugie, gdyż wyrzuconych w błoto pieniędzy na amerykański, czy
niemiecki złom nikt nam nie odda. Ci panowie na front nie pójdą.
Ale uporczywie starają się taki front znaleźć. Zamiast zastanowić
się jak szukać dróg do rzeczywistego pokoju. A tradycje w tym
względzie mamy piękne.
W
dobie globalizacji, gdy Polska (chcąc, nie chcąc) jest wciągana do
aktywnego uczestnictwa w awanturach wojennych, gdy nad naszym krajem
ciążą zobowiązania militarne wynikające z uczestnictwa w Unii
Europejskiej i w NATO, warto zastanowić się nad granicami
akceptacji działań wojennych prowadzonych przez nasze państwo, a
może nawet wypracować jakiś nowy paradygmat pozwalający nam na
ocenę zjawisk związanych z uczestnictwem Polski w awanturach
wojennych.
Dziś
mamy do czynienia ze swoistym paradoksem. Po raz pierwszy od wieków
mamy granicę, której raczej nie dotykają nasi potencjalni czy (tym
bardziej) realni wrogowie. Po raz pierwszy mamy tak długi okres
funkcjonowania naszego państwa bez wojen. Jednocześnie zaś, po raz
pierwszy nasze polskie wojsko walczy jednocześnie na kilku frontach
(owszem, w znikomych ilościach – ale jednak). Może w kategoriach
globalnych nieszczęść świata nasze „straty osobowe” nic nie
znaczą, ale z punktu widzenia aksjologii, filozofii, czy etyki,
słowem humanistyki – każda indywidualna śmierć jest zanikiem
pewnego kosmosu, a rozmiary rozpaczy najbliższej rodziny zabitych
żołnierzy są dla ludzi, którzy nie przeżyli analogicznej
sytuacji niedostępne nawet w najlepszej empatii.
Co
gorsze, nie zawsze polskie społeczeństwo uznaje, że walczymy w
„słusznej” sprawie, że jesteśmy usprawiedliwieni starym
polskim zawołaniem „O wolność Waszą i Naszą”. Niestety,
czasem pomagamy zniewalać. Cóż bowiem znaczy słowo „wolność”?
To: różnorodność, tolerancja, równorzędność wzorów
kulturowych, szacunek dla odmiennej religii, brak narzucania swojego
modelu życia. Gdy tego sobie nie uświadamiamy – możemy łatwo
obudzić się w trakcie awantury, w której bierzemy udział, a która
jest wbrew naszym , najlepiej pojętym interesom. I tak zamiast
rzeczywiście walczyć o wolność waszą i naszą stajemy się
agresorami w imię interesów „ich”.
Prowadzone
przez Polskę działania wojenne są uzasadniane z jednej strony
przez polityków, z drugiej zaś przez przychylnych tym politykom
propagandystów, usłużnych dziennikarzy, czy „dyżurnych
autorytetów”. Później dziwimy się,że w przypływie moralnego kaca polski minister dosadnie określi nasz stopień podległości Wielkiemu Bratu.
Jednocześnie
zdecydowana większość polskiego społeczeństwa (o czym świadczą
od lat wyniki badań opinii publicznej) jest tym wojnom przeciwna. Co
więcej, większa część ludzi kultury, naukowców różnych
dziedzin, a nawet polityków niezwiązanych dyscypliną partyjną –
słowem humanistów , także występuje przeciw naszemu uczestnictwu
w wojennych awanturach. Tym bardziej, że w naszych, polskich
tradycjach jest uczestnictwo raczej w wojnach „sprawiedliwych”
niż innych (poza oczywiście kilkoma niechlubnymi wyjątkami).
Od zarania historii powstawanie i rozwój państw i społeczeństw związane jest, niestety, z wojnami. W swojej wizji historiozoficznej największy chyba filozof epoki nowożytnej G.W.F. Hegel , powstanie całej naszej ludzkiej cywilizacji wyprowadzał z walki na śmierć i życie jaką prowadzili pierwsi ludzie chcąc ustalić kto będzie panem a kto niewolnikiem. Pierwsze państwa, pierwsze cywilizacje powstały wskutek wojen. Były wręcz państwa, których racja istnienia opierała się na prowadzeniu wojen (np. Starożytny Rzym – typowe państwo zbójeckie). Stare powiedzenie „zgoda buduje, niezgoda rujnuje” mogło zacząć funkcjonować dopiero wtedy, gdy coś już było zbudowane i to najczęściej dzięki niezgodzie, dzięki wojnie.
Polska,
jako suwerenny kraj powstawała także w wyniku wojen i powstań
narodowych. Stosunek do tych powstań i wojen kształtowany był
przez wieki przez „inżynierów dusz” – pisarzy, naukowców,
poetów, dziennikarzy. Czasami mówi się o nich: „elity
intelektualne”, bądź „wybitni humaniści”. Oni także
potrafili się różnić w ocenie poszczególnych zjawisk, ale można
i trzeba zrekonstruować podstawowe założenia polskiej myśli
humanistycznej dotyczącej problematyki wojny i pokoju.
Wspomniany
przeze mnie Hegel powiadał, że „Sowa Minerwy wylatuje o
zmierzchu”. W naszym wypadku oznacza to dyrektywę mówiącą, że
rzetelnej analizy zjawisk historycznych nie możemy dokonać „in
statu nascendi”, a jedynie „post factum”. Dlatego też zamysł,
aby analizę polskiego udziału w wojnach w Iraku, Afganistanie,
ocenę mordu na Bin Ladenie, czy ewentualnej, ale bliskiej
interwencji w Afryce Północnej, czy Ukrainie, postanowiłem
odrzucić. Podobnie jak oceny wojen prowadzonych w świecie w bardzo
niedalekiej przeszłości (obojętnie, czy z czynnym, jawnym , czy
tajnym udziałem Polaków, czy nie). Myślę tu o wojnach na
Bałkanach, w Czeczenii, Gruzji, Abchazji, czy pierwszej wojnie w
Iraku. Obawiałbym się zepchnięcia na grunt publicystyki, lub
taniej moralistyki. To niebezpieczeństwo podstawowe. Ale istnieje
też drugie , nie mniejsze. Dopiero teraz dowiadujemy się o nowych
faktach dotyczących wojen przełomu XX i XXI wieku. Teraz też
dowiadujemy się jak często oszukani byliśmy (bo być może
chcieliśmy być oszukiwani) przez polityków, którzy sami, jak się
przyznają, byli też oszukiwani przez doradców, czy wojskowych
pragnących wykazać się zwycięstwami wojennymi.
Nie
tylko indywidualny człowiek, ale także całe narody skłonne są
do tego co wielki myśliciel XX wieku Erich Fromm nazwał „Ucieczką
od wolności”. A o mechanizmach i przyczynach tej ucieczki mówili
i pisali, lub jeszcze mówią i piszą tacy myśliciele jak: Jan
Paweł II, Martin Heidegger, Zygmunt Bauman, Leszek Kołakowski, Neil
Postman, Jean-Paul Sartre, Albert Camus,Tadeusz Kotarbiński, czy wielu innych.
Na
temat wojny i pokoju polscy humaniści wypowiadali się w historii
myśli ludzkiej często, oryginalnie i ciekawie. I to od
zamierzchłych czasów. Nasze tradycje w tym względzie godne są
upowszechnienia. Zarówno te sprzed wieków (szczególnie z czasu
sporów z Zakonem Krzyżackim), jak te, które datują się na wiek
XX.
Taką,
mało znaną kartą naszego polskiego wkładu w problematykę wojny i
pokoju jest szeroka dyskusja jaką toczyli między sobą uczeni
proweniencji marksistowskiej z uczonymi wywodzącymi się z tradycji
katolickich, oraz myślicielami indyferentnymi wobec obu nurtów na
przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych XX wieku.
Plon tej dyskusji opublikowane w specjalnych numerach „Studiów
Filozoficznych”: „Humanizmu Socjalistycznego”, oraz i„Filozofia i
Pokoju”, oraz zapisy głosów w samych „Studiach…”Wszystkie one ze wszech
miar są godne przypomnienia. A wcześniejsze tradycje polskiej myśli,
w tym względzie – od Stanisława ze Skalbmierza i Pawła
Włodkowica począwszy – tym bardziej.
Na
pewno warto, dziś szczególnie, odwołać się do naszych polskich
tradycji rozważań o wojnie i pokoju, i o „wojnach sprawiedliwych”
zamiast wymachiwać szabelką i szukać nowych „pól bitewnych”.
Poeci czasami są profetyczni na wiele lat przed zdarzeniami. Uważajmy, aby po nas nie "został tylko złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń."
A warto doczytać w tej tematyce:
. „Wojna, państwo i świat wartości” (w) Nowe Książki nr 10/2010. Recenzja książki Piotra Chmielarza „Wojna a państwo. Wczoraj a dziś” Warszawa 2010. Wydawnictwo Scholar . str. 64 -65
Poeci czasami są profetyczni na wiele lat przed zdarzeniami. Uważajmy, aby po nas nie "został tylko złom żelazny i głuchy, drwiący śmiech pokoleń."
A warto doczytać w tej tematyce:
. „Wojna, państwo i świat wartości” (w) Nowe Książki nr 10/2010. Recenzja książki Piotra Chmielarza „Wojna a państwo. Wczoraj a dziś” Warszawa 2010. Wydawnictwo Scholar . str. 64 -65